wtorek, 24 lipca 2012

II


II.




"Kalahiro, zmyj grzechy tej istoty i przeprowadź ją na odległy brzeg nieskończonego ducha."






Kobieta wpatrywała się w nią ze znużeniem. Jej naturalnie jasna cera była jeszcze bledsza, a cienie pod oczami sprawiały, że mimo młodego wieku wyglądała na dalece bardziej starszą, niż w rzeczywistości. Miękka skóra na policzkach i nosie upstrzona była małymi piegami ledwo dostrzegalnymi pod warstwą kurzu i brudu. Pełne usta miały barwę nieco zsiniałą, a dolną wargę – tuż przy zewnętrznym kąciku – wątpliwie zdobiło drobne pęknięcie; prawdopodobnie ich właścicielka nieświadomie przygryzła ją w stresującej sytuacji. Miedziane pasma półdługich, prostych włosów zostały zebrane i spięte w kok tuż nad karkiem – obecnie w ogóle nie przypominał tej samej, niemal pedantycznej fryzury jeszcze sprzed kilkunastu godzin. Wyjątkową kurtuazją było nazwać upięcie artystycznym nieładem; wiele kapryśnych kosmyków wydostało bezczelnie się spod gumki. Kobieta miała szczęście być posiadaczką dużych oczu, zielone tęczówki okraszone były tuż przy źrenicy cieplejszym odcieniem wpadającym nawet w żółć. Widoczne do tej pory znużenie natychmiast zniknęło, gdy tylko zielonooka zdała sobie sprawę, że jej emocje w jakiś sposób zdołały przedrzeć się na zewnątrz.
Nawet, jeśli to był jedynie drobny skrawek odczuć.

Znów wpatrzyła się w jej oczy i zwróciła uwagę na perfekcyjny makijaż, który zdobił powieki. Kobieta najwyraźniej lubiła malować je w stylu nieśmiertelnego „smoky eye” i był to jedyny nienaganny, nienaruszony element w całej damskiej aparycji. Delikatna zmarszczka odznaczyła się pomiędzy naturalnie wystylizowanymi brwiami, skóra tuż poniżej nasady nosa zmarszczyła się odrobinę – z ust natomiast wydobyło się ciche parsknięcie pełne ironii.

- Jestem komandor Shepard, a to mój ulubiony makijaż w całej galaktyce - sparodiowała własne nagrania reklam dla kilku sieci sklepów na Cytadeli.

Odwróciła wzrok od swojego wizerunku w lustrze. Przyłożyła dłoń do czujnika tuż przy kranie i porządnie chlusnęła sobie wodą w twarz. Dłonie – wciąż jeszcze odziane w bojowe rękawice – zacisnęła na krawędziach umywalki i przechyliła nieco ciężar ciała do przodu opuszczając głowę w dół.
Znów zagryzła wargę.

Straciła rachubę tego, ile razy toczyła wewnętrzną batalię. Za wiele od niej zależało, by mogła poddać sie wątpliwościom – zdawała sobie z tego sprawę aż za dobrze. Na ogół potrafiła zepchnąć czarne myśli, strach i ból rodzaju zdecydowanie innego niż fizyczny gdzieś głęboko na dno swojej duszy. Miała w tym wprawę, naprawdę nie narzekała. Tyle czasu budowała własny emocjonalny pancerz, że nauczyła się skupiać na tym, co najważniejsze. Nie dla niej. Dla ludzkości, dla galaktyki. Godziła się z tym. To był jej los; gdyby nie wierzyła, że osiągnie cel… Nie pokonałaby Sarena. Nie zniszczyłaby Suwerena, nie ocaliła Cytadeli, Rady. Nie przetrwałaby misji, która z góry była skazana na porażkę. Między czasie zdążyła dosłownie zginąć i jedynym rezultatem było to, że zamiast powstrzymać tylko ją wkurzyli. Determinacja i wiara, że to co robi ma znaczenie dodawała jej sił.

Przyspieszone tętno zadawało kłam chłodnym, wykalkulowanym myślom. Czuła ból w piersiach, w gardle rosło nieprzyjemne uczucie, jakby serce postanowiło zrobić sobie wycieczkę po przełyku i zaczęło się wspinać nieustępliwie do góry. Jeszcze chwila i zacznie mieć problem z oddychaniem.

- Cudownie. Wszechpotężna komandor Shepard zaraz dostanie ataku paniki. Idealny sposób, by pozbyć się Żniwiarzy: rozśmieszyć tak, by pękli ze śmiechu – powiedziała na głos trudno do określenia tonem, w który wkradła się mieszanina kpiny, goryczy i czegoś jeszcze.

Zamknęła powieki, zmusiła się do skupienia tylko i wyłącznie na głębokim oddychaniu. Opancerzone palce powolutku, ale efektywnie zwalniały nacisk na krawędziach umywalki. Wreszcie po dłuższej chwili wyprostowała się pozwalając, by krople wody swobodnie skapnęły na metaliczny kołnierz jej zbroi, kilka z nich zdołało spłynąć po boku jej szyi i zniknęły gdzieś w małej wyrwie przestrzeni pomiędzy jej skórą, a wewnętrznymi partiami pancerza. Puściła umywalkę, odetchnęła głęboko po raz ostatni i uniosła powieki.

Zimna, niedostępna zieleń tęczówek była obojętna. Doskonale skrywała wszystko to, czego Shepard nie chciała pokazywać światu. Prawdziwych emocji. Gładka twarz nie wyrażała nic. Spróbowała przywołać uśmiech na swoje usta, ale próba ta okazała się kompletnym niepowodzeniem i czym prędzej zrezygnowała z grymasu, jaki pojawił się na jej wargach. Co za dużo, to niezdrowo – pomyślała bez ironii.

Czas zejść do ładowni, oczyścić pancerz i przygotować go do następnej misji.
Jakakolwiek ona nie będzie.


Komandor Shepard ze wszystkim sobie poradzi.






…prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz