I.
„Jesteś wspaniałym obrońcą, siha, ale pewnych rzeczy nawet ty nie przezwyciężysz.”
Była zmęczona.
Tak bardzo, zwyczajnie i po ludzku.
Ból wyczerpanego ciała okazywał się zresztą najmniejszym z problemów.
Nie pamiętała już czym jest śmiech czy poczucie… właśnie, czego? Spokoju? Usatysfakcjonowania?
Miała doskonale świadomość tego, jak wiele się od niej oczekuje i jak wiele zależy od jej czynów.
Nie.
Nie mogła ponieść porażki, nie teraz. Nie po wszystkich poświęceniach.
Nie, kiedy w imieniu sprawy ginęło tak wielu.
Nawet, jeśli z życiem rozstawały się bliskie jej sercu osoby.
Zwłaszcza dlatego.
Shush.
Da radę, absolutnie. Jak zwykle zresztą. Kto jak kto, ale ona podoła wszelkim przeciwnościom losu, niejednokrotnie już to udowodniła. Prawda? Nie czas na wątpliwości. Była żołnierzem szkolonym do walki, była dowódcą dla swych podwładnych. Nie zamierzała pokładanej w niej wiary zmarnować i zdecydowanie nie pozwoli, by osobiste rozterki wpłynęły na jej efektywność.
Nie ma czasu na błędy.
Nieco ponad trzydziestoletnia kobieta w zupełnym milczeniu wróciła na pokład. Ci, którzy towarzyszyli jej w poprzedniej misji nie mieli śmiałości się do niej odezwać, co o tyle było dziwne, iż komandor Shepard zwykle nie bywała tak… zimna, niedostępna. Do tej pory nikt nie miał większych oporów do podejścia do niej, zagadania, pożartowania czy nawiązania normalnej rozmowy. Były jednak takie dni, gdzie chłodna aura wręcz promieniowała od kobiety i zniechęcała do jakichkolwiek prób porozumienia się. To był właśnie jeden z takich dni i większość z załogi miała świadomość tego, czym jest spowodowana.
James Vega i Garrus Vakarian, którzy przybyli kilkanaście minut wcześniej, zatrzymali się zaraz po przejściu dekontaminacji i czekali na komandor, co samo w sobie było zaskakujące. Z reguły po powrocie z misji (pomijając już sam fakt, iż najczęściej wracali Kodiakiem) każdy z towarzyszy Shepard wracał do swoich kwater po wcześniejszym sprawdzeniu sprzętu, sprawdzeniu stanu zdrowia etc. Tym razem było inaczej, ale i misja okazała się zupełnie odmienna od tego, z czym mieli okazję do tej pory się zmierzyć.
Automatyczne drzwi, za którymi znajdowało się pomieszczenie dekontaminacji otworzyły się z charakterystycznym, mechanicznym sykiem wpuszczając do środka statku śniadego mężczyznę o kruczoczarnych włosach i orzechowych, skupionych oczach. Ów skinął nieznacznie głową w geście niewerbalnego powitania stojącemu nieopodal turianinowi oraz młodemu żołnierzowi o muskularnej budowie ciała, po czym bez słowa skręcił w prawo i ruszył korytarzem w głąb wnętrza Normandii.
James i Garrus wymienili krótkie spojrzenia między sobą. Młody mężczyzna otworzył usta w zamiarze skomentowania zaistniałej sytuacji, ale turianin pokręcił głową, czym z sukcesem uciszył kompana.
Drzwi ponownie się rozsunęły.
Drobna postać komandor weszła nienaturalnym, wręcz sztywnym krokiem. Podobnie jak Vakarian i Vega, ona także odziana była jeszcze w pancerz bojowy. Gdy ich mijała, zdążyła zaszczycić obojga jednym, obojętnym spojrzeniem.
Ukośna blizna, która znaczyła młodą twarz od miejsca tuż pod wewnętrznym kącikiem prawego oka i ciągnęła się dalej przez nasadę nosa po to, by zakończyć się wreszcie na lewym policzku drgnęła nieco, gdy James zmarszczył lekko brwi i otworzył usta. Ponownie nie dane jednak mu było się odezwać , gdyż jego towarzysz po raz kolejny go uciszył.
Komandor od razu skręciła w lewo i zatrzymała się nie wchodząc głębiej na mostek pilotów.
- Joker, zabierz nas stąd – rozkazała autorytatywnie głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Aye, aye, komandor. Cel? – innym razem pilot z całą pewnością mniej lub bardziej żartobliwie skomentowałby sposób, w jaki jego dowódca się odezwał, lecz dziś sprawa wyglądała zdecydowanie inaczej. Jeff Moreau znał Shepard zbyt dobrze, prawdopodobnie lepiej, niż mogła przypuszczać.
- Nieważne. Gdziekolwiek. Po prostu zabierz nas stąd – wycedziła chłodno, odwróciła się i minąwszy stojących ciągle w tym samym miejscu towarzyszy ostatniej misji ruszyła w głąb korytarza.
- Aye, aye. – pilot pozwolił sobie zerknąć przez ramię na kobietę nim rozpoczął procedurę przygotowania statku do opuszczenia doku D24.
James otworzył usta po raz trzeci i tym razem Garrus przerwał mu słownie:
- Nie teraz, Vega.
- Ale…
- Ostatnim czego teraz chce, to rozmowy. Wierz mi, znam ją dobrze.
James sapnął i pokręcił głową w lekkim poirytowaniu.
- …wszyscy jesteście locos – wymamrotał pod nosem, gdy wreszcie skierowali się do własnych kwater.
I tak oto czytam Vinowe cudo pierwszy raz po raz drugi albo drugi raz po raz pierwszy.
OdpowiedzUsuńCzyżbym miała tę przyjemność na deviancie? ;)
Wdech, wydech, hiperwentylacja (parę eonów później).
Ujęłaś mnie za serce fantastycznym doborem gwardii przybocznej. Vakarian? Vega? Najbarwniejsze postacie całego uniwersum! Ze swoistym rozmachem, jednakowoż zachowując ich pierwotny appearance. Chociaż.. Tam jeszcze brakowało opisiku jakiż to roznegliżowany James jest zjawiskowy - przyjemnie by się poczytało opisany każdy mięsień na jego kaloryferze marki Diamond Taylor. Nah :D
Czarujący Thane'owy cytat. Po polsku brzmi jeszcze bardziej czarująco niż w oryginale.
Co by nie było tak kwieciście - panna sobie pogrywa z nami, szanownymi czytelnikami, tak krótkimi pokazami swego geniuszu. Niechaj się panna rozkręci, bardzo pannę proszę.
Over, my dear.
Mara senna.
Aye, aye! =]
UsuńNa devie wrzuciłam stosunkowo zamknięty kawałek, bez kolejnych dwóch części. Tytuł zmieniłam powodowana dziwnym, niewytłumaczalnym odruchem i z "Nie ma czasu na błędy" przeistoczył się na "Locos" [zerka jak szalona] Noż popatrz! Tenże świat mały! Czy my - że tak zapytam zważywszy na okoliczności - miałyśmy już okazję "rozmawiać" wcześniej? ;)
Oh. Garrus&Vega to moi absolutnie ulubieni towarzysze Shep(poza Thane'm i Kaidanem, no ale oni z innych względów... om nom nom :3)! Co zaś tyczy się samego James'a, to zdarzyło mi się w chwili całkowitego poirytowania na BW sklecić coś takiego: http://img521.imageshack.us/img521/337/assumingdirectcontrol.jpg
Tak to powinno wyglądać, o! Cholerni rEApers [klnie pod nosem].
Mam gotowe, powiedzmy to, dwie części jeszcze. Jedną - tą następna po powyższej - można dojrzeć na dA, wrzucę ją osobno chyba, żeby zachować przejrzystość - kolejna są zdecydowanie dłuższa i ma bardziej otwarty charakter. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz :] Się zepnę może wreszcie i dokonam korekty.
(P.S. Teraz rozumiem, co miałaś na myśli w pierwszej odpowiedzi na yt - a propo, cytuję: "Wlazł mi na mordę uśmiech z tego wszystkiego." Same here. Nic dodać, nic ująć :))
Przypominam usłużnie, że mój misiek na diecie się dopomina mięsistej kontynuacji z Twej strony! Nie odpuści!
Vin out. :]]
Niestety, nie miałyśmy tej przyjemności wcześniej rozmawiać. Niestety! I za cholerną cholerę nie mogę tego zrozumieć.
OdpowiedzUsuńNo a Vegi bez walki nie oddam. Proponuję układ: http://img707.imageshack.us/img707/8446/masseffect3conceptjames.jpg
Każda po połowie. Dzielimy równo. Ewentualnie możemy założyć jakieś zmiany przy nim dzień/noc.
Zepnijta się pani komandor! ;3