„Amonkiro, Panie Myśliwych, spraw by ręka mi nie zadrżała, bym strzelał celnie i poruszał się szybko. A w najgorszym wypadku spraw aby mi wybaczono.”
Jego oddech wyraźnie przyśpieszył.
Zamarkował. Wyprowadził wyuczony cios.
Był dobry, nawet cholernie dobry.
Tyle, że ona była lepsza.
Zwiodła go. Spudłował i przy okazji oberwał w żebra. Ze spóźnionym refleksem odskoczył w bok i uśmiechnął się szerzej specyficznym grymasem typowym dla walczącego wojownika. W tym tańcu nie było rang ani podziału na płeć. Pod tym względem - teraz - byli dla siebie równi.
Adrenalina robiła swoje. Mknąc żyłami wyznaczała rytm, pobudzała mięśnie i ścięgna do doskonałej, harmonijnej pracy. Świat wokół przestawał mieć znaczenie. Liczyło się tu i teraz. Współzawodnictwo, pragnienie wygranej. Chęć wyładowania wszystkich tych uczuć, które nie miały werbalnej odmiany.
Na samym początku Kate pilnowała się. Walka nie odbiegała wówczas od typowego sparingu, zachowywała charakter szkoleniowy. Vega drażnił się z nią, celowo podpuszczając i prowokując do opuszczenia gardy - tej emocjonalnej. Shepard doskonale sobie zdawała sprawę z pobudek postępowania porucznika i z przykrością musiała przyznać - że powoli, lecz efektywnie osiągał sukces. To, co tak usilnie próbowała zachować gdzieś głęboko w sobie, zamieść pod przysłowiowy dywan i zapomnieć - zaczynało wypływać na zewnątrz.
Traciła kontrolę.
- Lola, nie starasz się. Tracisz formę - zakpił postawny młody żołnierz, gdy bez większego wysiłku wykonał skuteczny unik - Stać cię na więcej.
- Oczywiście, że stać mnie na więcej, mój drogi - zironizowała i dodała kąśliwie - Tyle, że moje “więcej” jest równorzędne z twoim twardym lądowaniem na macie.
- Czyżby? A może po prostu nie jesteś tak dobra, jak ci się wydaje? Może nie jesteś w stanie podołać wszystkiemu? - James wiedział, że cholernie ryzykuje próbując wpłynąć na kobietę w ten sposób, ale skoro wpakował się w tę sytuację na własne życzenie... nie zamierzał odpuszczać.
- Próbujesz mi coś powiedzieć, Vega? Naprawdę sądzisz, że tak prymitywna prowokacja na mnie zadziała? - riposta rudowłosej zabrzmiała pewnie, jednak znacznie mniej perfekcyjnie wyprowadziła nowy cios, który nie dosiegnął celu. Jej podwładny natychmiast wykorzystał sytuację. Odbicie sunącej ku jego twarzy pięść płynnie zmienił w typową dźwignię chwytając nadgarstek atakującej, następnie obrócił się błyskawicznie i podcinając tym samym kobietę przerzucił ją nad sobą. Upadek zamortyzowała ćwiczebna mata wojskowa.
Vega pochylił się nad Kate i wyszczerzył szelmowsko zęby.
- Wspominałaś coś o twardym lądowaniu...?
Prychnęła zirytowana i chwyciła wyciągniętą ku niej dłoń. Częściowo podniosła się, nie skorzystała jednak w pełni z oferowanej pomocy. Wyprowadziła kontratak próbując wykorzystać ciężar przeciwnika na własną korzyść i zmusić go tym samym do zbicia z nóg. I być może osiągnęłaby sukces gdyby nie fakt, że James spodziewał się podobnej reakcji i nie dał się zmylić. W efekcie czego zamiast spektakularnego odzyskania pełnej kontroli zaliczyła matę po raz kolejny.
Leżąc na plecach i oddychając ciężko zaklęła siarczyście. I zaraz potem znowu, podwójnie rozzłoszczona nie tyle samą porażką, co faktem, iż tak łatwo daje się wyprowadzić z równowagi. James miał rację. Nie starała się specjalnie w walce; pozwalała na to, by emocje brały nad nią górą. Gdzie się podział ten legendarny spokój komandor Shepard? Jej niezniszczalna determinacja? Przymknęła powieki próbując pozbierać do kupy to, co się z nią właśnie działo.
Vega tym razem odpuścił sobie jakiekolwiek komentarze. Zamiast tego skrzyżował ramiona bacznie obserwując leżącą. Nie do końca wiedział, jak powinien się teraz zachować - podświadomie jednak rozumiał, że obecna przerwa w sparingu jest czymś więcej niż po prostu... krótkim odpoczynkiem po pół godzinnym treningu. Po dłuższej chwili kucnął przy kobiecie i szepnął niepewnie:
- Przykro mi, Lola. Naprawdę mi przykro.
Nie musiał precyzować.
Echo ostatniej misji przygniotło Kate migawkami wspomnień, których nie była w stanie wyprzeć.
- Wieża, tu Normandia. Zmierzamy do hangaru 1-4 w Okręgu Zakera. Czy mamy zgodę na zejście?
To był pierwszy wyraźny sygnał na to, że coś jest nie tak. A przecież Kate miała spotkać się na Cytadeli z salariańskim członikiem Rady, Valernem. Joker wezwał Shepard na mostek i przy niej próbował nawiązać połączenie z funkcjonariuszem portowym Przymierza. Bezskutecznie.
- Co się tam dzieje, u diabła? - zniecierpliwienie Jeffa zamieniło się w słyszalny w głosie pilota niepokój - Nawet gdyby na stacji była awaria, to uruchomione zostałyby systemy zapasowe. Mam złe przeczucia. Sprawdzam awaryjne kanały komunikacyjne... - Moreau umilkł na chwilę, po czym z większą werwą zwrócił się do swojego komunikatora - Hej! Tak, mówi Joker. Aha. Tak... co ty nie powiesz. Pani komandor, wiadomość od Thane’a. Mówi, że to ważne. Myślę, że zechcesz tego wysłuchać.
Skinęła głową. Nie dała po sobie poznać, jak bardzo jest zaskoczona rozmówcą pilota.
- Połącz go.
- Siha - głęboki, charakterystycznie niski ton głosu drella zniekształcony został nieznacznie przez cyfrowy przesył, co jednak nie przeszkodziło w doznaniu mimowolnego dreszczu wdrapującego się po kręgosłupie kobiety. To przez miano, jakim zwracał się tylko do niej. Jego “siha”. W takich chwilach przypominała sobie, jak bardzo za nim tęskniła. Nie miała jednak czasu na przeklinanie po raz kolejny choroby, która wymusiła na Thanie Kriosie pozostanie w szpitalu, z dala od niej. Zmusiła się do powrotu do rzeczywistości i wysłuchaniu byłego podwładnego Normandii - Cytadela została zaatakowana. Wszędzie pełno żołnierzy Cerberusa, opanowali port.
- Jesteś bezpieczny?
- Nie. Musiałem uciekać ze szpitala przed ich komandosami. Ukrywam się w Prezydium, w jednym ze sklepów.
- A co z Kaidanem? Wydostał się? - musiała o niego zapytać. Czas może ich poróżnił, ale Alenko wciąż stanowił istotną część jej życia, czy tego chciała, czy nie. Biorąc pod uwagę fakt, że major porządnie oberwał podczas misji na Marsie pytanie było dodatkowo uzsadanione.
- Rozdzielili nas. Mówił, że musi chronić Radę. Ja zmierzam do głównej kawtery SOC.
- Dlaczego akurat tam?
- Zajęli ją, a to ona decyduje o czasie reakcji Słóżb Ochrony Cytadeli. Dopóki Cerberus utrzymuje kwaterę główną, kontroluje całą stację.
Kate szybko podjęła decyzję i wydała rozkaz pilotowi:
- Dobra, Joker, podleć z dala od portu, w pobliżu kwatery głównej SOC. Lądujemy promem.
Od tego wszystko się zaczęło. Niespodziewana misja, która pierwotnie miała być jedynie prostą rozmową z radnym. Misja, która przeistoczyła się w batalię o odzyskanie kontroli nad Cytadelą. Mechaniczne przedzieranie się w kierunku celu nie było łatwe, agenci Cerberusa mnożyli się niczym upierdliwe robactwo. Jakim cudem w tak krótkim czasie od “dezercji” Shepard TIM zdołał zebrać armię zdolną do bezpardonowego ataku na Cytadelę? Shepard nie zaprzątała sobie głowy dywagacjami na ów temat - to nie była odpowiednia pora. Prawdę mówiąc kolejne etapy walki z siłami Cerberusa pamietała prawie jak przez mgłę - obecnie jej myśli skupiały się na jednym: tak, zdołała uratować radnego - nie sama jednak, nie dzięki towarzyszącym jej Vakarianowi czy Vedze.
Dzięki Thane’owi.
Dotarcie do radnego nie było łatwe, przedzieranie się przez główną kwaterę SOC zabierało cenny czas, zdążyli jednak. Przez bardzo króką chwilę wydawało się, że wszystko jest w porządku, że Valern jest już całkowicie bezpieczny.
Jak złudne potrafią być minuty, jak wiele w ciągu ich trwania może się zmienić.
Kate nie zarejestrowała momentu pojawienia się zabójcy - nie znała go z jej krótkiego czasu walczenia pod naszywką Cerberusa, niemniej nie miała żadnych wątpliwości, że to nie był byle pionek w armii żołnierzy Człowieka Iluzji. Inny, choć wciąż odpowiednio sygnowany strój podkreślał indywidualność agenta, a cybernetyczne modyfikacje wyraźnie się odznaczały. Choć nie widziała twarzy ukrytej przez swego rodzaju cyfrową maskę zasłaniającą oczy, rozpoznała w jego wyglądzie cechy charakterystyczne dla chińskich korzeni. Poruszał się niezwykle zwinnie, tak zwinnie, że bez problemu zasłaniał się Valernem, trzymając go na muszce. Nie mogła strzelać ani użyć swych biotycznych mocy szturmowca - ryzyko zranienia salarianina były zbyt duże.
I wtedy do akcji wkroczył Thane. Odwrócił uwagę wroga od radnego, którego dzięki temu udało się odsunąć od bezpośredniego zagrożenia. Krios i drugi zabójca wdali się w finezyjną i spektakularną, choć brutalną walkę. Kate klęła w duchu nie mogąc oddać czystego strzału ani użyć biotyki po raz kolejny...
Mogła tylko czekać na odpowiedni moment.
Nie nadszedł.
Krios - gdy posiadał jeszcze w pełnię sił - był śmiertelnym, naprawdę niebezpiecznym przeciwnikiem. Zabójca idealnie wyszkolony w swym fachu, słynny i wzbudzający strach u tych, którzy mogli znaleźć się na jego liście. Shepard wielokrotnie widziała go w akcji i nie miała wątpliwości, że mało kto mógłby drellowi faktycznie zagrozić.
Tyle, że Thane umierał. W końcu nie bez powodu spędzał ostatnio lwią część czasu w cytadelskim szpitalu. Zaawansowany Zespół Keprala dla drellskiej rasy był wyrokiem śmierci, odbierającym powoli, lecz sukcesywnie siły.
I dlatego mimo wykorzystania elementu zaskoczenia Krios przegrał walkę nadziwaszy się w błyskawicznie wymierzone w niego ostrze broni przypominającą antyczny samurajski miecz.
A ona nie mogła zrobić nic, aby to zmienić.
Legendarna Shepard, zbawicielka do cholernego kwadratu, nie była w stanie ocalić tego, którego kochała.
Przyciszony głos Vegi przywrócił ją do rzeczywistości:
- Lola... Uratowałaś nie tylko Valerna, ale i resztę Rady. No, poza tym przeklętym zdrajcą, Udiną, ale jemu akurat się należała kulka. Odparłaś atak Cerberusa na Cytadelę. Nie bądź dla siebie zbyt surowa...
Poza gniewem poczuła coś jeszcze. Trudnego do sprecyzowania, szarpiącego ją w środku i wypychającego dziwną gulę w gardle. To był ten moment, kiedy jej emocjonalny pancerz zaczynał pękać z hukiem słyszalnym jedynie dla niej. Uniosła powieki i natychmiast poddźwignęła się do stojącej pozycji. Żołnierz poszedł jej śladem wstając z kucek.
James znów dostrzegł w spojrzeniu kobiety to samo, co wówczas - na Cytadeli, zaraz po walce Kriosa z Kai Lengiem. Chłód, nienaturalną metodykę działania. Tak, jakby wyłączyła w sobie wszystko to, co było w niej ludzkie. Znał ten wzrok z doświadczenia. Poczucie winy było ostatnim, co powinno teraz zaprzątać jej głowę... i właśnie dlatego zdecydował się na kolejny, jeszcze bardziej ryzykowny krok w prowokacji. Jeśli Shepard musi pozbyć się pewnego balastu, to lepiej, żeby zrobiła to tutaj, wśród swoich. Wystarczy, że on się popisał na Marsie podczas nieprzemyślanej szarży promem we wroga - co nie było ani mądre, ani bezpieczne. Biorąc pod uwagę fakt, że na polu walki komandor posługiwała się ryzykownym stylem walki typowym dla szturmowca... strach pomyśleć, jak ona mogła się zapędzić w wyniku złej oceny sytuacji. A co jak co, ale utrata Shepard nikomu nie wyszłaby na dobre.
Miał tylko nadzieję, że to co zamierzał zrobić nie odniesie odmiennego skutku od zamierzonego.
Nabrał powietrze głęboko w płuca i odezwał się:
- On i tak umierał, Lola...
Kate była pewna, że się przesłyszała. Że Vega nie sprowadził wszystkiego do hasła pod tytułem “to, co się tam wydarzyło, nie miało właściwie znaczenia”. Że nie stwierdził sekundę później, iż “przynajmniej na coś się przydał”. Niejasno rozumiała, że James prowadzi niebezpieczną grę, którą ostatecznie przegrała. Bo nie mogła nie zareagować.
A potem budowany tyle czasu, chwiejący się do tej pory emocjonalny pancerz rozpadł się wreszcie na kawałki.
I straciła kontrolę.
Pierwszy na wierzch wypłynął zbyt długo tłumiony gniew barwiący jej zielone tęczówki błękitem - kolor jakże znany wszystkim korzystającym z biotycznych mocy.
***
- Majorze, myślę, że powinieneś udać się do hangaru promów.
Tym razem w głosie Jokera pojawiło się coś nowego. Zabrakło wcześniejszych żartobliwych nawoływań do zakładów dotyczących tego, kto wygra sparing czy też innych komentarzy na ów temat.
- Co jest? - zapytał przez radio Kaidan wstając jednocześnie z kanapy. Gdy pilot udzielał odpowiedzi, mężczyzna był już przy pokładowej windzie.
- Mamy problem.
- Czyżby Shepard przegrywała sparing? Boisz się o kasę, jaką na nią postawiłeś? - nie mógł sobie odpuścić ciętej ironii, szczególnie, że podejrzewał Moreau o jakiś rodzaj wybiegu, by zmusić go do powrotu na dół.
- O nie... nie. Wiem doskonale, na którego konia należy postawić - parsknął mimowolnie Joker, spoważniał jednak zaraz potem - Oczywiście, że wygrywa. Tyle, że jest naprawdę wściekła i zdecydowanie przestaliśmy mieć do czynienia ze sparingiem.
Kaidan uniósł brew do góry, ale nim zdążył zareagować, jego radio zatrzeszczało ponownie.
- Kaidan, nie widziałem jej jeszcze w takim stanie - dodał przyciszonym głosem Jeff - Nawet po Horyzoncie... - urwał, odchrząknął i podjął wątek na nowo - Powinieneś tam zejść, bo albo rozniesie Normandię, albo Vegę. Kretyn niepotrzebnie ją dziś prowokował.
Alenko chcąc nie chcąc znieruchomiał na moment przy wciskaniu numeru pokładu na konsoli w windzie. Zdał sobie sprawę z tego, że pieprzony Horyzont zawsze będzie wracał do niego rykoszetem. Przez ułamek sekundy poczuł, jak wzbiera w nim gniew, ale szybko się od niego odciął. O swoich racjach i motywacjach będzie miał czas jeszcze rozmawiać, teraz trzeba było działać.
- Personel?
- Zajęty. Gdy zdali sobie sprawę z powagi sytuacji, szybko przypomniały im się obowiązki.
- Reszcie przekaż, by zostali u siebie na stanowiskach. Ktoś zdążył zjechać na dół przede mną?
- Jeszcze nie. Ciebie pierwszego informuję o rozwoju wydarzeń, ale mogę...
- Nie. Im mniej, tym lepiej. Znasz ją.
Z radia dobiegło go ciężkie westchnienie.
- Witamy z powrotem na Normadnii, majorze. Powodzenia.
Kaidan jedynie parsknął z kpiną wychodząc z windy.
-------------
Nigdy tego nie robię, ale tym razem będzie wyjątek.
Dla Mary.
Zdolna cholero jedna, czekam na c.d. u Ciebie! ;)
Pannie Katarzynie puściły nerwy.
OdpowiedzUsuńLogiczne, zważywszy na kolegę Vegę, który nie ma żadnych świętości. Gdybym nie wiedziała o pańskich jamesowych zapędach, powiedziałabym, że długo sobie chłopaczyna nie pożyje. Ciekawam jak rozegrasz zakończenie miłostki z Kriosem w roli głównej. W końcu dziewczyna jest cała w emocjach, nie mogłaby z jednych ramion skoczyć w drugie. Chociaż.. cholera wie teraz. Teraz nie brzmi już to tak pewnie. Do tego wszystkiego Alenka? Dziewucha z rozmachem. Ale jak "zbawicielka do cholernego kwadratu" to "zbawicielka do cholernego kwadratu".
I NIE. TO JA CZEKAM NA CIĄG DALSZY!
Ano, puściły. :) I nawet mnie wciągnęły w swoje chaotyczne postrzeganie do tego stopnia, że nieomal sama się pogubiłam. I prawdę mówiąc nie jestem pewna, cóż nasz zacna bohaterka w lśniącej zbroi wykombinuje, ani jak to się rzeczywiście zakończy.
UsuńNIE! Oficjalnie ogłaszam, że nie będzie nowej części, póki na partyzanckim nie ujrzę nowego kawałka. O!
Ale jeśli ty nie jesteś pewna.. to kto ma być? *oczopląs* Po chwili stwierdzam też *uszopląs* od tego kłamcy Lewiatana. PRZEJMUJĄCA MELODIA
OdpowiedzUsuńMała Vin. Zacznij tupać i pić piąstkami w klawiaturę. Partyzanckiej audycji nie usłyszysz, póki ja nie usłyszę zatrzaskiwanych drzwi do kajutyyy
Anu, u Vin tak zawsze. Daję życie, ale zawsze chłodna kalkulacja planów i zamierzeń rozbija się w drobny mak i postaci zaczynają mi szaleć jak chcą i uznają za stosowne. Toteż aye - nie jestem pewna, ergo - wszystko się może zdarzyć.
UsuńMała Vin miała dać pokaźnych rozmiarów reprymendę, ale wpadłam na iście diabelski pomysł. Sama tego chciałaś. *zaciera łapki*
JEZUSICKU. Nie zeswatasz mi Garrusa z Tali, prawda?
OdpowiedzUsuń*odpala worda w te pędy, odrzuca od siebie aromatyczną kanapkę z cebulą*
...
UsuńPatrz, też niezłe. I lepsze niż to, co ja wymyśliłam *kula się rubasznie ze śmiechu* No to teraz mam dwa haki! ]:->
Brawo, po prostu brawo, moja droga! <3
OdpowiedzUsuńNo po prostu kocham pławić się w tych wszystkich emocjach, uczuciach, chaotycznych lub uporządkowanych myślach, które opisujesz.
*kłania się do samej ziemi onieśmielona* Dziękuję pięknie i jednocześnie mogę odetchnąć z ulgą, bo zanosi się na kolejne dawki chaosu. :)
Usuń